1. Emiliano Ranocchi i, patrząc na ciebie, wydaje z siebie dźwięki,
przypominające wprawdzie język, ale ty nie
wiesz, czy skarży się na coś, czy po prostu tak
OPÓŹNIENIE
sobie. To nie było ciekawe. Kilka takich prób
starczyło. Już co nieco o nim wiedzieliśmy,
więc daliśmy mu spokój.
Później, kiedy byłem w wieku, w którym
rzeczy mają swoje nazwy, było więcej takich
osób jak ten kolega ze żłobka. Mówiło się
o nich „upośledzeni”, „opóźnieni w rozwo-
ju” albo po prostu „opóźnieni”, według tej
samej zasady, zgodnie z którą po ówczesnym
świecie chodzili też murzyni i cyganie i nikt
sobie z tego nic nie robił. Określenia te,
dziś wyrugowane z języka na mocy decyzji
podejmowanych w odległych szklanych
kancelariach, ukrytych za szybą tak przezro-
czystą, że nawet nie widać, kto za nią siedzi
– określenia te, mówiłem, nie były – przy-
znaję – zbyt wyszukane (zresztą któż by się
Jeszcze doskonale pamiętam dzień, kiedy nie z nim było z początku czymś niezwykle wtedy przejmował elegancją?), były, owszem,
przyprowadzili go do naszego żłobka. Miał pociągającym. On pozwalał na to, na co brutalne, choć mniej obelżywe, niżeli nam
na sobie ciemnoniebieski fartuch i był nieco inni koledzy nie pozwalali. Można było nim się dzisiaj wmawia. Miały za to zdecydowa-
większy od nas. Oprócz różnicy wzrostu jesz- jeździć konno – po dwóch, po trzech ładowa- nie jedną zaletę: mówiły więcej o nas niż
cze coś nam nie grało. Nie to, żebyśmy byli liśmy się na jego plecy, chcąc zobaczyć, ile o tych, których miały określić. Właściwie
jakoś szczególnie rozgadani w tym wieku, tego udźwignie. Kończyliśmy wtedy wszyscy mówiły tylko o nas, zakładając jednokierun-
w końcu jeszcze nikt z nas nie umiał wyma- na podłodze, właściwie na nim. Ale nawet kowy rozwój i jednoznaczne tempo, z jakim
wiać r i dużo czasu upłynie, zanim się tego wtedy nie wydawał z siebie jęku, tylko trochę rozwój ten powinien się odbywać; jakby
nauczymy – ale szybko się zorientowaliśmy, się śmiał, trochę narzekał. Cokolwiek chcia- anioł z płomienistym mieczem, wypędzając
że on w ogóle nie mówił. Tylko wydawał łeś z nim zrobić, on się nie wzbraniał, nie nas z raju dzieciństwa, trzymał w drugiej
z siebie dźwięki. I chodził przeważnie na zakrywał twarzy, z tą wiecznie mokrą ścieżką ręce chronometr dla dokładnego odmierzenia
czworakach. Właściwie nie pamiętam, żeby prowadzącą z nosa bezpośrednio do otwar- szybkości naszego upadku.
chodził inaczej, ale może mnie pamięć zawo- tych ust. Można było go ciągnąć za uszy, a że
dzi. Zresztą, był niezmiernie potulny. Z racji miał je duże, to było za co pociągnąć. Nie Był więc Roberto Carnicelli, rudy jak mar-
tego, że nie dało się z nim gadać normalnie, lubił chyba, kiedy targano go za włosy, bo chew. Jego głos znał tylko jeden rejestr: fortis-
komunikacja odbywała się metodą prób wtedy oczy robiły mu się duże i połyskują- simo. Był samotny i zły. Dla niego poś- więcała
i błędów albo – dokładniej rzecz ujmując – ce, ale i tak nie płakał. Żeby zobaczyć jakąś się koleżanka z parafii w czasie Adwentu
metodą eksperymentów. Po prostu próbowa- bardziej zdecydowaną reakcję, trzeba było i Wielkiego Postu. Podczas gdy inni powstrzy-
liśmy na nim różne rzeczy i sprawdzaliśmy go bić twardym narzędziem po głowie, ale mywali się wtedy od słodyczy, ona umartwiała
jego reakcje. Jeszcze nie bardzo rozumieli- nawet wtedy krzywiły mu się bezzębne usta się, spotykając się w niedzielne popołudnie
śmy, dlaczego on zachowywał się inaczej, w kształcie leżącej ósemki i to, co z nich wy- z rudym Robertem albo z innym świrem,
a że byliśmy w tym wieku, kiedy poznaje się chodziło, przypominało raczej jęk baranka, zyskując aprobatę księży, wywołując podziw
świat na wskroś empirycznie, toteż obcowa- który ledwo trzyma się na swoich nóżkach u koleżanek i niepokój u kolegów, gdyż ta po-
autoportret 3 [38] 2012 | 84
2. bożna praktyka obejmowała z reguły opóźnio- szkła astygmatyczne, czyniły ją podobną do mi ani jedna komórka z tamtej. Podobień-
nych płci męskiej. „Do kobiet – tak twierdziła postaci z japońskich kreskówek, które miały stwo mojej zewnętrznej postaci do tamtej jest
– trzeba mieć osobne powołanie”. Ostatnio, po kilka wyrazów na krzyż i duże łzy. niewytłumaczalnym żartem przyrody, która
po wieloletniej przerwie, zobaczyłem go, jak niezliczoną ilość razy wyburza i odbudowuje na
usiłował przechodzić przez pasy, z wyciągniętą Kiedy mi się zjawiła nagle na tym chodniku, nowo swoje twory w tym samym co poprzednio
ręką i podniesioną prostokątnie dłonią, poka- potrzebowałem ułamka sekundy, by sobie kształcie, jak świątynia Ise, rozbierana i od-
zując samochodom, że mają się zatrzymać. Był przypomnieć o jej istnieniu. Nie wyszedł- budowywana w identycznej postaci co dwa-
odwrócony plecami. Z dawnego koloru włosów szy z dzieciństwa, opuszczała już powoli dzieścia lat, jest chorobą psychiczną przyrody,
zostało coś bardzo niewyraźnego, jak u sta- drugi wiek, wchodząc w trzeci. Ten ułamek która krąży w kółko, zacina się, maniakalnie
rych lalek, które długo leżały zapomniane na sekundy był potrzebny właściwie do tego, by powtarza to samo. Przyroda jest psychicznie
balkonie w słońcu. Mimo to poznałem go od połączyć obecną podstarzałą dziewczynkę chora i my jesteśmy jej obsesjami. Podobień-
razu właśnie przez ten gest, który przeszedł z tamtą, którą zapamiętałem, jak przecha- stwo, które wydaje ci się, że dostrzegasz, jest
był nieskażony przez wszystkie te lata, jak dzała się wte i wewte po balkonie (mieszka- złudne. Ja nie jestem tą, którą mniemasz znać.
hieroglif egipski przez tysiąclecia – ta sama liśmy na tej samej ulicy), kiedy dłużyły jej To twoja pamięć ciągnie nić przez wszystkie te
sztywność, ta sama ikoniczność. Był znakiem się popołudnia, bo nikt się z nią nie bawił. obrazy, dlatego wydaje ci się, że coś pod nimi
samego siebie, drogowskazem (tylko dokąd?), Szeroko otwarte, bezmyślnie zielone oczy jest, co trwa, ale to ty sam podkładasz pod
uwięzionym we własnej formie, samozwrot- były na swoim miejscu. Wyraz ten sam. Tylko nie to coś – co więcej, czynisz to bezwiednie.
nym komunikatem. skóra w kolorze wskazującym już nie na Miej litość. Nie przyszpilaj mnie do tamtej.
pierwszą świeżość. Pomimo moich wysiłków Już wystarczyło raz tamtą być, a ty byś zaraz
Tego samego dnia, kiedy natrafiłem na nie mogłem sobie przypomnieć, jak miała na chciał, żebym ja cały czas nią była. Do obrazy,
Roberta, dziwnym zbiegiem okoliczności, imię. Nie wiedzieć czemu, przychodził mi do która przypadła mi w udziale, chcesz dodać
spotkałem też inną koleżankę z tamtych głowy jedynie ten wiersz Leopardiego: sromotę twojej pamięci. Daruj to sobie. Zrozum,
lat. Podobnie jak Roberto, ona też nie była że wszystkie obrazy tej, którą bierzesz za mnie
upośledzona. Ona była opóźniona w rozwoju, All’apparir del vero, tu misera cadesti1 – kartki, które skrzętnie przechowywałeś przez
zatem opóźniona wobec tego odcinka czasu, tyle lat w osobnej szufladce z przydzieloną
w którym my – ta większość, która ustala na- Kiedy wreszcie uzmysłowiłem sobie, do kogo naklejką – to tyleż różnych, choć podobnych do
stępstwo czasów i jednostki miary, wzorując był on zaadresowany, jak blask w ciemnej siebie motylków. Ich przynależność do jednego
się wyłącznie na swoim, wielce umownym nocy zabłysnęło mi w głowie jej imię – Syl- gatunku jest wyłącznie sprawą twojego umysłu,
zresztą, ruchu – się znajdowaliśmy. Opóźnio- wia. Przecież. który inaczej nie potrafi odbierać. Zresztą
na i nieuleczalnie nudna. A że na dodatek to bardziej twój problem niż mój, jak mnie
należała do słabszej płci, nawet ta nasza W następnej sekundzie przez mgnienie oka widzisz. A teraz daj mi spokój, nie męcz mnie
patronka braci opóźnionych uznała, że nie nasze spojrzenia się spotkały. Ale ona odwróci- dłużej swoją pamięcią, odwróć ode mnie wzrok.
podlega jej jurysdykcji, nie wchodzi w zakres ła wzrok. Być może mnie nie rozpoznała. Być Nie ma tamtej. Nie ma mnie.
jej specjalizacji. Była ona więc dziko samot- może nie chciała mnie rozpoznać. Być może
na, wszyscy się do niej uśmiechali, witali ją nie chciała być rozpoznana. Nie mam na to do- Odwróciłem wzrok. Stał przede mną Anioł
z przesadną wylewnością winnych, przyspie- wodów, ale odniosłem wrażenie, jakby błagała Zapomnienia z płomienistym mieczem.
szając zarazem niepostrzeżenie kroku, by mnie o łaskę niepatrzenia. Jakbym ją słyszał: Podniósł wówczas rękę i uderzył mieczem
przywitać się z następną osobą, bo przecież nie patrz na mnie Funèsie, nie przywracaj w stos obrazów Sylwii. Obrazy rozleciały
tyle tych osób było, a trzeba było ze wszyst- mnie tamtej. Moje komórki zregenerowały się się jak talia kart porwana wiatrem. Razem
kimi się przywitać. Ona miała ciągle ten sam w całości x razy od tamtej pory. Nie została z nią rozleciałem się i ja, gdyż ja byłem tymi
wyraz na twarzy, jakby nosiła maskę przypi- obrazami, nie ona. Ona przeszła dalej, już
saną do roli, która została jej przydzielona nie patrząc, wyprosiwszy łaskę od Naj-
1
Gdy oślepiła nas prawda, / ty, moja biedna, upadłaś,
w tej jedynej, jaką miała do zagrania, sztuce. G. Leopardi, Do Sylwii, [w:] tegoż, Nieskończoność. Wybór wyższego. I mnie nie było. To, co ze mnie
Duże, rzęsiste oczy, wyolbrzymione przez pieśni, przeł. G. Franczak, Warszawa: Teta Veleta, 2000. zostało, leżało rozproszone.
autoportret 3 [38] 2012 | 85