1. Ruch,
którym jesteśmy,
zawiera też ruch
naszych
myśli
Z Timem Ingoldem
rozmawiają
Katarzyna Wala
i Magdalena Zych
2. Magdalena Zych: Ruch jest w pana teorii
główną zasadą zamieszkiwanego świata. Czy ruch
definiuje życie?
Tim Ingold: Życie dane jest nie w samym
ruchu, lecz w wymianie pomiędzy ruchem
a spoczynkiem.
Katarzyna Wala: Na ogół zdajemy sobie
sprawę z tego, że ludzie, zwierzęta, bakterie,
wirusy, grzyby są w ruchu. Czy możemy jednak
powiedzieć, że budynek, w którym się znajdujemy,
również? W jaki sposób trzeba o nim pomyśleć,
aby to dostrzec; poczuć i zrozumieć go w ruchu?
TI: Interesujące pytanie… Tak, myślę, że budy-nek
pozostaje w ruchu. Przede wszystkim po-rusza
się w sensie fizycznym. Jakiś czas temu,
przy okazji wizyty w Niemczech, w Kolonii,
miałem przyjemność zwiedzać tamtejszą kate-drę.
Przewodnik, który nas po niej oprowadzał,
wyjaśnił, że w związku ze znaczną wysokością
budowli, jej ściany przez cały czas kołyszą
się do tyłu i do przodu. W naszym Instytucie
Antropologii Społecznej na Uniwersytecie Aber-deen
gościliśmy Alberta Goyena, doktoranta
z Brazylii, który w ramach badań niezbędnych
do dysertacji pracował z ludźmi i firmami zaj-mującymi
się rozbiórką budynków, w tym także
bloków mieszkalnych. Wyjaśnił mi, że zanim
przystąpi się do wyburzenia dużej konstrukcji,
należy ją najpierw wzmocnić za pomocą betonu
i stali. Zwyczajny budynek jest bowiem na tyle
elastyczny, że jeśli się go wysadzi, fragmenty
zostaną rozrzucone na wszystkie strony. Tylko
pod warunkiem, że będzie absolutnie sztyw-ny,
upadnie wprost na ziemię. Dlatego przed
wyburzeniem budowlę się zabezpiecza, choć
paradoksalnie właśnie dzięki temu mogłaby
przetrwać kolejne pięćdziesiąt lat. A zatem,
nawet jeśli tego nie widzimy, wszystkie budyn-ki
się poruszają, co jest odpowiedzią na ciągły
ruch powietrza i Ziemi, siłę wiatru i przemiesz-czanie
się płyt tektonicznych.
Przypuszczam, że jedną ze zmian, jakie
dokonały się w architekturze w toku historii,
jest ta, iż budynki są coraz mniej elastyczne,
a przez to coraz wrażliwsze na drżenie grun-tu.
Dlatego współcześnie trzęsienia ziemi są
znacznie bardziej niszczycielskie, niż były
w czasach starożytnych. Dotyczy to nawet
Japonii. Gdy japońska architektura opierała
się przede wszystkim na drewnie, głównym
problemem podczas trzęsień ziemi nie było
zawalanie się domów, lecz ogień. Tradycyjne
techniki budowlane pozwalały tworzyć wy-starczająco
elastyczne konstrukcje, wyrastały
bowiem z przekonania, że świat w rzeczywi-stości
nie jest solidną bazą, zawiera się raczej
w ruchu żywej ziemi, wiatru i pogody.
KW: Czy to znaczy, że współcześni twórcy
budynków nie zdają sobie sprawy z ruchu i życia,
o którym pan mówi?
TI: No cóż, wiedzą o nim w tym sensie, że
tworzą rozwiązania, których zadaniem
jest przeciwdziałanie takiemu ruchowi.
Dlatego na terenach zagrożonych wznosi
się budynki odporne na wstrząsy. Jeśli
ktoś zamierza postawić wieżowiec w Tokio,
musi wdrożyć technologię, która poradzi
sobie z zagrożeniem, jakie niesie trzęsienie
ziemi. W innym sensie, nawet jeśli budy-nek
nie porusza się wcale, doświadczamy
go w ruchu. Dzieje się tak, ponieważ wciąż
się przemieszczamy – dlatego nawet jeśli
budynki są zupełnie statyczne, ich rozu-mienie,
postrzeganie okien i drzwi, odbywa
się w ruchu. Jeżeli naszkicuję drzwi na
kartce papieru, to będą dla nas bardziej
prawdziwe, realistyczne, niż, dajmy na to,
na rysunku technicznym narysowanym
z użyciem linijki. Odręczny rysunek wyraża
nasze poczucie, że drzwi są czymś, co otwie-ramy
i przez co przechodzimy. Ruch jest
przejściem od nas do linii rysunku. Jest to
następny przykład, że nawet jeśli budynki
się nie poruszają, to my jesteśmy w ruchu
i dlatego rozumiemy je w ruchu.
MZ: Co jeszcze porusza się wraz z nami? Czy moż-na
powiedzieć, że nasze myśli są w ruchu?
TI: Gdy idziemy, gdy już jesteśmy w ruchu, je-steśmy
własnym ruchem. I zawiera on także
ruch naszej myśli. Oznacza to, że nie nosimy
naszych myśli w głowach. Nasze myśli i nasz
ruch są jednym.
KW: W pana pracach czytamy, że zdolność cho-dzenia
zależy od naszego środowiska i praktyk,
które realizujemy oraz doskonalimy w ciągu
naszego życia.
TI: Tak, każde życie jest sposobem poruszania
się w świecie, nasze poruszanie się nie zależy
od sposobu życia, ono nim jest.
KW: Przyjmuje pan, że zmysły i ruch są wzajemnie
powiązane (czy są tym samym?). Czy wobec tego
możemy powiedzieć, że to, w jaki sposób postrze-gamy
nasze środowisko (budynki, ulice, pola,
horyzont), zależy od tego, w jaki sposób działamy?
TI: Za Jamesem Gibsonem uważam, że per-cepcja
i ruch są dwiema stronami tej samej
monety. Nie może istnieć jedno bez drugiego.
Zgodnie z tą zasadą, sposób postrzegania za-leży
od tego, jak działamy. Pisałem już o tym
w The Perception of the Environment.
KW: Procesy korozji, blaknięcia, rozpadu, krusze-nia
się, rozklejania, deformacji rzeczy i materiałów
– a zatem to wszystko, co pojmujemy w kate-goriach
psucia się przedmiotów, ich umierania
– w pana opinii są ekspresją ich życia, przemianą
materiałów, z których są zbudowane. Czy mógłby
pan powiedzieć nieco więcej na ten temat?
TI: Myślę, że ogólną tendencją nowoczesności
była próba skonstruowania świata w taki
autoportret 2 [45] 2014 | 11
3. sposób, aby – tak bardzo, jak to możliwe –
pasował do tego, co teoretycy nowoczesności
o nim myśleli. A uważali, że ziemia jest
solidną podstawą, na której toczy się życie.
Choć w rzeczywistości świat nigdy tak nie
wyglądał, udało im się stworzyć stabilną
infrastrukturę, dzięki której mogli zbliżyć
się do swego ideału i wybudować na tej bazie
wielkie struktury. Tam, gdzie powstaje infra-struktura
– drogi i betonowe nawierzchnie
– procesy życiowe są zablokowane. Woda nie
może wsiąknąć w grunt, rośliny nie mogą
wyrosnąć, ponieważ nie docierają do nich
promienie słońca. Gdziekolwiek jednak jest
życie, tam infrastruktura musi pękać. Nawet
jeśli ludzie starają się o nią dbać i naprawiać,
ostatecznie kruszy się pod wpływem mrozu,
deszczu i siły erozji. Dzięki temu rośliny
i inne żywe istoty zdolne są ją przeniknąć.
I życie się toczy. Właśnie w takim sensie kru-szenie
się i erozja są częścią cyklu życia i re-generacji.
A zatem życie nie może się toczyć,
jeśli rzeczy nie kruszeją i nie niszczeją.
KW: Warto wspomnieć w tym kontekście o relacji
ruchu i formy. Kiedy kupujemy nowe rzeczy, wyda-je
się nam, że widzimy je w ich idealnym kształcie.
W trakcie użytkowania dostrzegamy jednak, jak
stopniowo tracą swoją pierwotną formę. Interesu-je
nas krytyka hylemorfizmu w pana teorii.
TI: Tak, starałem się udowodnić, że forma
jest czymś przejściowym, ponieważ wciąż się
rozwija i zmienia. Zwykliśmy myśleć o rze-czach,
że zostały stworzone w określonym
kształcie, ukończone w momencie, w którym
osiągnęły swoją ostateczną formę w tym sen-sie,
że mogą się znaleźć na sklepowej półce.
Kupujemy te przedmioty, a one podczas użyt-kowania
tracą swoją formę. Przyjmujemy,
że najpierw mamy do czynienia z procesem
produkcji, a następnie konsumpcji, gdzie
pierwszy polega na wytwarzaniu rzeczy,
drugi zaś na stopniowym ich zużywaniu.
Chcę powiedzieć, że granica pomiędzy tymi
dwoma etapami jest umowna, ponieważ rze-czy
zmieniają formę przez cały czas, a robią
to w odniesieniu do kontekstu, w jakim są
używane. Moment spełnienia, gdy materia
staje się gotowym przedmiotem, w istocie jest
czymś w rodzaju ruchomej projekcji: możemy
mieć wyobrażenie na temat gotowego przed-miotu
i projektować je na materiały, ale idea
przemieszcza się wraz z przemieszczaniem
się rzeczy. Jest to ciągły proces przeobrażania
się i generowania formy, który przekracza
każdy koniec, jaki możemy sobie wyobrazić.
W tym sensie nic nigdy nie osiąga ostatecz-nej
formy.
MZ: Stanowi część cyklu.
TI: Tak.
KW: Lub jest linią.
TI: Tak. Cokolwiek pomyślimy o finalnej for-mie,
stanowi ona jedynie moment w procesie
stawania się rzeczy.
MZ: Rysowanie stanowi istotny składnik pana
teorii...
TI: Myślę, że rysunki mają olbrzymi potencjał
jako pewien sposób myślenia. Piękną rzeczą
w ich przypadku jest to, że pozwalają na
uchwycenie procesu myślenia – nie w sensie
reprezentowania, lecz tworzenia śladu (tra-ce).
I znów mamy tu do czynienia z procesem,
nie zaś z finalnym produktem. Dlatego twier-dzę,
że rysunek nie jest obrazem (image),
reprezentacją czegokolwiek, jest raczej linią
dojrzewającej myśli, jej rozwoju. Gdy myśli-my
o czymś, robimy to też naszymi rękoma,
pozostawiając ślad wraz z sekwencją gestu.
Uważam w związku z tym, że antropologia
graficzna różni się od filmu etnograficznego,
jest antropologią, nie etnografią – dotyczy
nie reprezentowania rzeczy, lecz tego, co
nazywam k o r e s p o n d owa n i em z nimi.
Rozwinąłem ideę rysowania jako procesu
ko-respondowania (co-responding), w którym
jedna rzecz nieustannie odpowiada drugiej,
podobnie jak dzieje się to w konwersacji. In-teresujące
w przypadku rysowania jest to, że
polega ono na jednoczesnej obserwacji i kre-śleniu
linii. Ruch ręki i prowadzący ją ruch
myśli korespondują z ruchem czegokolwiek,
w czym uczestniczy w świecie osoba rysująca
i czemu odpowiada. Traktuję rysowanie, po-dobnie
jak antropologię graficzną1, jako część
antropologii rozumianej raczej jako dyscypli-na
korespondująca, nie zaś reprezentatywna.
KW: Antropologia powinna się stać wiedzą
zdobywaną przez praktyczne działanie (knowing-by-
doing).
TI: Tak, wiedzą wynikającą z działania, ryso-wania…
MZ: Albo z gry na instrumencie. Kiedy powiedział
pan o dłoni, która rysuje, wyobraziłam sobie rękę,
która gra. Tworzenie muzyki jest również impro-wizacją,
sposobem korespondowania ze światem.
TI: Tak, właśnie tak. Odkryłem, że nie jestem
w stanie wyznaczyć wyraźnej granicy pomię-dzy
grą na wiolonczeli (co jest moją drugą
profesją) a antropologią. Jest to dla mnie ćwi-czenie
tego samego typu. Nawet jeśli gram
w sposób klasyczny, to jednak improwizuję,
choć nie tak, jak mógłby muzyk jazzowy.
Trzeba bowiem odnaleźć swoje miejsce przy
instrumencie i w wykonywanej muzyce,
a jedynym sposobem, by to zrobić, jest impro-wizowanie.
Chciałbym myśleć o antropologii,
że jest podobna – lub nawet identyczna – do
1 T. Ingold. Introduction, [w:] Redrawing Anthropology: Ma-terials,
Movements, Lines, ed. T Ingold, Ashgate: Farnham
2011, s. 1–20.
autoportret 2 [45] 2014 | 12
4. grania koncertu, kaligrafowania, rysowania,
praktyki artystycznej i architektonicznej
w tym sensie, że zarówno artyści, jak i archi-tekci
rysują. Architekci, archeolodzy i artyści
uczą się rysować, nawet jeśli w przyszłości
mają pracować, używając innych narzędzi.
W edukacji artystów wciąż myśli się o tym,
że warto uczyć rysunku, architekci mówią
to samo, dla archeologów jest to sprawa za-sadnicza
podczas dokumentacji wykopalisk.
Zdecydowaliśmy się zająć rysunkiem w na-szym
instytucie. Antropologów w naszym
kraju uczono dotąd jedynie posługiwania się
aparatami i robienia filmów.
KW: Bardzo lubię jeden z pana rysunków i często
używam go w swojej pracy, ponieważ moim zda-niem
ma charakter transformacyjny. Gdy rysuję
koło, już nie muszę poświęcać czasu na wyjaśnia-nie
innym, jaka jest różnica pomiędzy miejscem
rozumianym jako obszar i miejscem pojmowanym
jako ruch... [rysunek poniżej] Wystarczy, że po-służę
się rysunkiem – moi słuchacze dostrzegają
różnicę natychmiast.
TI: Tak, wystarczy narysować, aby to zrozu-mieć!
Dlatego tablica i kreda są tak wspania-łe.
Nie wiem, jak to wygląda w Polsce, ale na
naszym uniwersytecie usunięto wszystkie
tablice, zastępując je drogą i skomplikowaną
technologią. A to nie to samo co papier i ołó-wek,
tablica i kreda.
KW: W pana pracy można wyróżnić cztery fazy
– być może więcej. W każdej z nich istotne jest
określone pojęcie, hasło. Pierwsza dotyczyła
produkcji, kolejna historii, w trzeciej skupił się pan
przede wszystkim na pojęciu zamieszkiwania, na-tomiast
teraz zajmuje się pan linią. Dlaczego linie
są właściwe do opisu lub myślenia o świecie?
TI: Chodzi o sposób myślenia, który trak-tuje
ruch i procesy w sposób nadrzędny.
Przyjmując taką procesualną perspektywę,
zaczynamy pojmować elementy świata jako
osobne trajektorie, może to być istota ludzka,
zwierzę, kamień czy stół, wszystko, co istnie-je.
Tak więc istota ludzka, zwierzę, kamień
czy stół ujmowane w ten sposób przestają być
tym, czym są, lecz s t a j ą s i ę swoim wła-snym
stawaniem się. Trajektoria „zachodzi”
w czasie [rysunek powyżej], dlatego powinni-śmy
myśleć o wszystkim jako linii, nie jako
punkcie. Mówiąc krótko, tym, co jest nam
dane w świecie, nie są pewne całości (pod-mioty),
lecz procesy stawania się (becomings).
Każda linia jest wyrazem tego procesu. Moim
zdaniem linie pasują do filozofii procesu (phi-losophy
of becoming) dużo bardziej niż do bycia.
KW: Jeśli dobrze rozumiem, jestem linią, poru-szam
się, jestem w ciągłym procesie stawania się.
Budynek, w którym jesteśmy, również. To samo
tyczy się drzew i kamieni, które możemy zobaczyć
za oknem. Pisze pan, że świat jest czymś w rodzaju
sieci/tkaniny (meshwork)2 utkanej ze splecionych
nitek życia… Ale co w takim razie z czasowością
2 W tekście stosujemy dwa równorzędne tłumaczenia
słowa meshwork, ponieważ każda z autorek wywiadu
w swoich pracach używa innego znaczenia tego wyrazu
– Katarzyna Wala pisze o „tkaninie”, Magdalena Zych
o „sieci”.
ruchu – faktem, że pewne rzeczy poruszają się
i zmieniają szybciej, inne wolniej, a jeszcze inne
czekają na swój czas.
TI: To prawda. Większość rzeczy pozostaje na-przemiennie
w ruchu i w spoczynku. Pewną
luką w moim myśleniu, czymś, czemu nie
poświęciłem wystarczająco dużo miejsca, jest
pytanie, czym jest spoczynek. Bo przecież
bez niego ruch nie może istnieć. I właśnie
w tym momencie kluczowa staje się pogoda.
Gdy mówimy, że jesteśmy istotami w świecie
i wszystkie nasze linie są zaplątane w sieć/
tkaninę, pojawia się pytanie o atmosferę.
Napisałem wiele na temat linii, to zaś do-prowadziło
mnie do koncepcji tkaniny/sieci.
Atmosfera, w której wszyscy jesteśmy zanu-rzeni,
w niczym jej nie przypomina. Zadałem
sobie pytanie, czym zatem jest ów żyjący
świat (life-world)? I mój wniosek jest taki, że
docelowo jest jednym i drugim. To jest jak
oddychanie, wdech i wydech. Gdy bierzemy
wdech, wprawiamy siebie w ruch i w ten
sposób rysujemy linię, gdy wdychamy – gro-autoportret
5. madzimy, przyjmujemy. To jak z pływaniem,
naprzemiennie odpychasz wodę, czując opór,
i zagarniasz następnym gestem.
Wydaje mi się, że całe życie zawiera się
w tym schemacie – pomiędzy gromadzeniem,
które jest atmosferyczne, i linearną siłą
napędową… Tak więc najprawdopodobniej
kolejnym etapem mojej pracy będzie zrozu-mienie
relacji, jaka zachodzi pomiędzy nimi.
Dlatego właśnie zajmuję się liniami i atmos-ferą.
W tym kierunku podążam, ale jeszcze
tego w pełni nie opracowałem, nie przemy-ślałem.
Uwzględniłem już jednak czasowość,
rytmiczny charakter procesów życia.
KW: Rzeczywiście, gdy zastanawiałam się nad
liniami i ideą tkaniny/sieci, pomyślałam, że tym,
czego tu brakuje, jest puls, rytm – to, co znaleźć
można u Henriego Lefebvre’a.
TI: To prawda. Właściwie odkryciem było
dla mnie uświadomienie sobie, że ruch na
zewnątrz i ruch do środka nie są lustrzane,
tożsame, że nie można opisać ich w relacji
wzajemności i interakcji pomiędzy A i B. To
raczej cykl, w którym gdy wypychasz samego
siebie na zewnątrz, świat przedostaje się
do środka. To bardziej rodzaj pętli niż ruch
wahadłowy.
KW: Jednym z zasadniczych elementów w pana
teorii jest podział, zaczerpnięty od wspomnia-nego
Gibsona, według którego podstawowymi
składnikami świata są substancje, medium i po-wierzchnia.
Inspirując się pracami Maurice’a
Merleau-Ponty’ego, dokonał pan rewizji tego
podziału oraz uznał, że powierzchnie nie są tak
szczelne, jak wydawało się Gibsonowi, a substan-cje
i medium wzajemnie się przenikają.
TI: To prawda. Zacząłem od Gibsona, jednak
z czasem odkryłem, że coś nie gra w zapro-ponowanej
przez niego ramie, że narzuca
zbyt rygorystyczny podział. Według mnie to,
co nazywamy powierzchniami, to obszary
ruchu i interakcji, w których wszystko się
wydarza.
MZ: Konsekwencją ruchu jest między innymi
pogoda. W Polsce początek tegorocznej zimy
jest bezśnieżny, ale jak zwykle o tej porze mrok
zapada wcześnie. Podoba się panu pogoda
w Krakowie?
TI: O, jest bardzo ładna.
KW: Choć w codziennym życiu lubimy rozma-wiać
o pogodzie, refleksja nad nią jest w zasadzie
nieobecna w pracach antropologicznych i filozo-ficznych.
Znalazłyśmy tylko kilka artykułów. Zde-cydowanie
więcej miejsca poświęca się zmianom
klimatycznym. W pana pracach jednak to właśnie
pogoda odgrywa zasadniczą rolę. Czy mógłby
pan wyjaśnić, dlaczego powinniśmy poświęcić jej
więcej uwagi?
TI: To prawda, niewiele napisano na temat
pogody. Jest zaledwie garstka prac antro-pologicznych
na ten temat. I rzeczywiście
obecnie pisze się sporo o zmianach klima-tycznych,
ale to zupełnie inny kontekst.
Podobnie jest w filozofii. Powodem, dla
którego uważam, że pogoda jest ważna,
jest t emp e r ame n t bycia, którego nie
można wypreparować ani z samej pogody, ani
z naszych ludzkich nastrojów i motywacji. Są
one tym samym. W języku angielskim słowa
związane z pogodą (weather-words) i samopo-czuciem
(mood-words) mają te same etymolo-giczne
źródła w słowie tempo (czas) i tempera
(mieszanina).
MZ: Mają łacińskie korzenie.
TI: I to stanowi podstawę naszych słów,
takich jak tempos i temperature, ale również
temperament i temper.
MZ: W polszczyźnie wygląda to trochę inaczej.
TI: To oczywiście różni się w zależności od
języka, ale z pewnością istnieje bliski zwią-zek
pomiędzy pogodą i nastrojem. Można
sięgnąć po analogię – puszczanie latawca.
Gdy puszczamy latawiec, pojawia się interak-cja
pomiędzy osobą i latawcem, warunkują
się nawzajem, a pomiędzy nimi znajduje
się sznurek, który pośredniczy w tej relacji.
W rzeczywistości do żadnej interakcji nie
może dojść, jeśli nie będzie wiatru. Bez ruchu
powietrza latawiec nie poleci, a człowiek nie
będzie w stanie oddychać.
KW: Wiemy to z doświadczenia, jednak trudno
opisać tę zależność za pomocą narzędzi, którymi
dysponujemy. Popularna w polskiej socjologii
i antropologii teoria aktor-sieć ignoruje wpływ
ruchu powietrza na relacje pomiędzy obiektami
i ludźmi. Odwołuje się do animującej siły nazywa-nej
„sprawczością” (agency), której zadaniem jest
wyjaśnienie, jak rzeczy działają i warunkują nasze
relacje z nimi.
TI: Dlatego tego nie lubię! I jestem przeciw-ko.
W ramach ćwiczeń razem ze studentami
puszczaliśmy latawce. Po wszystkim zapyta-łem
ich, co tak naprawdę się działo? Dzięki
temu ćwiczeniu mieli szansę zrozumieć, że
wiatr nie jest kolejną rzeczą, z którą wcho-dzimy
w interakcję, ale raczej, że ustanawia
on możliwość jej zaistnienia. Interakcja
pomiędzy człowiekiem puszczającym latawiec
i latawcem może zajść, ponieważ są zanurzeni
w falowaniu (fluctuation) medium, którym
jest wiatr. Uogólniając, można powiedzieć, że
przepływy (fluxes) medium, to znaczy pogody,
stanowią warunek możliwości zachodzenia
interakcji. Jej jakość zależy od tego, co dzieje
się w medium. Dlatego pogoda jest tak istotna.
KW: I wpływa na to, w jaki sposób działamy. Czym
w takim razie jest kreatywność albo – jak pewnie
autoportret 2 [45] 2014 | 14
6. TI: Jaka jest natura zmiany? Co się zmieniło,
co przetrwało? Gdy patrzę wstecz, odnoszę
wrażenie, że nieustannie powracam do
domu. Myślę o antropologii jak o proce-sie
powracania do domu. Odkrywam, kim
naprawdę jestem. Gdy zaczynasz, jako młody
człowiek, nie masz pojęcia, kim jesteś.
Trafiasz na osoby, które stanowią wzór do
naśladowania, chcesz im dorównać, czyta-jąc
pewne książki, myślisz „och, chciałbym
pisać w taki albo w taki sposób…”. Masz
pomysły rozwijające się w różnych kie-runkach.
Nie jesteś pewny, próbujesz tego
i tamtego. Niektóre z tych rzeczy wydają się
właściwe, inne mniej. To tak, jak przymie-rzanie
różnych ubrań – część z nich pasuje,
pozostałe nie. Stopniowo jednak zaczynasz
odkrywać, kim jesteś, znajdujesz w sobie
głos, który sprawia, iż w trakcie pisania
czujesz, że to właśnie ty jesteś tym, który
pisze. Ale to zabiera wiele, wiele czasu.
Wciąż odkrywam, kim jestem. I gdy powoli
udaje mi się to zadanie realizować, zadaję
sobie pytanie, kim jest ta odkrywana osoba –
ona okazuje się dzieckiem. To ja jako dziecko
dorastające w domu moich rodziców. Są to
pewne zachowania, sposoby myślenia, które
pojawiły się we mnie bardzo wcześnie, i były
przez cały czas – to jest to, co stopniowo od-krywam.
Gdy zadaję sobie pytanie, dlaczego
zaangażowałem się w takie lub inne zagad-nienie,
okazuje się, że wynika to z poczucia,
iż pewne sposoby myślenia wyciszają lub
niszczą tę charakterystyczną dla dzieciństwa
zdolność tworzenia. Innymi słowy, teorie
głównego nurtu są przedłużeniem świata
dorosłych (adultcentric) i my musimy znaleźć
w sobie dziecko, którym jesteśmy, którym za-wsze
byliśmy. W tym sensie mam poczucie,
że antropologia jest ciągłą drogą do domu:
procesem odkrywania siebie. Dzięki temu
w końcu będziemy w stanie napisać uczciwy
tekst – to znaczy taki, w którym czujemy, że
to właśnie my piszemy.
MZ: To bardzo osobisty projekt.
TI: Myślę, że każdy projekt naukowy powi-nien
taki być.
powinniśmy powiedzieć – improwizacja artysty,
architekta, antropologa w świecie-przez-pogodę
(weather-world)?
TI: Nie jestem przekonany, że kreatywność
(creativity) to dobre słowo. Pisałem już o tym;
część mnie twierdzi, że być może powinniśmy
zapomnieć o nim w ogóle, ponieważ to słowo
ma zbyt wiele złych konotacji. I duża część
problemów wynika z końcówki -ity. Nie ma nic
złego w mówieniu o tworzeniu (kreowaniu)
rzeczy ani o działaniu jako o czymś kreatyw-nym
– jeśli oczywiście ono coś generuje. Gdy
jednak zaczniemy mówić o kreatywności, to
owo -ity sprawia, że staje się ona czymś abs-trakcyjnym,
co można posiadać lub nie. W ten
sposób staje się nonsensowna. Chciałbym
usunąć słowo creativity, nie mam jednak nic
przeciwko jego używaniu, kiedy mowa o pro-cesach
wytwarzania, o tym, jak mogą prowa-dzić
do powstawania różnego rodzaju rzeczy,
a nawet ludzi. I myślę, że nie ma nic bardziej
kreatywnego niż poczęcie dziecka i opieka
nad nim. Nie dlatego, że ludzie, patrząc na
nie, będą mówić „nowość, innowacja”, lecz
dlatego, że przynosi coś nowego – jest osobą,
żywą istotą, której wcześniej nie było. Czy
może być coś bardziej kreatywnego? Potrzebu-jemy
języka, aby opisać, w jaki sposób procesy
wzrostu i ruchu mogą tworzyć nowe życie,
unikając przy okazji popadania w terminolo-gię
związaną z towarem lub darem. Musimy
się mocno postarać, by wyjaśnić, że kreatyw-ność
to nie to samo co innowacja. W pewnym
sensie wolę słowo generate niż create, to znaczy,
gdy używam słowa create, w rzeczywistości
mam na myśli generate – genezę rzeczy. Jest to
więc ontogeneza – powoływanie do życia. On-togeneza
oznacza genezę bycia (genesis of being).
To właśnie mnie interesuje.
KW: Zajmuje się pan antropologią od lat 70. XX
wieku. W jaki sposób mógłby pan opisać własną
twórczość, przemiany i ruch, jakim podlega?
autoportret 2 [45] 2014 | 15